Jak rozeznać powołanie? Mocne świadectwo siostry zakonnej

Ostatnia aktualizacja 29 grudnia 2025

Opublikowano 29 grudnia 2025

Przez długie miesiące toczyła się w niej walka duchowa. Czuła niepokój, bo nie była pewna, jak rozeznać tajemniczy głos, który wzywał ją do siebie. Czy tak wygląda powołanie? O swojej trudnej drodze do zakonu opowiada Judycie Syrek karmelitanka, siostra Agnieszka. 

Była zima – styczeń 1983 roku. Ona miała wtedy inne imię, nie zakonne: Ewa. Była studentką fizyki na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Przyjechała do Gdyni, bo jakiś chłopak pochorował się i nie mógł wziąć udziału w rekolekcjach prowadzonych przez karmelitanki bose w nowym klasztorze, usytuowanym blisko klifu w Orłowie. 

Ewę namówił znajomy ksiądz, Franciszek Otremba – jej katecheta z czasów licealnych; szkoda mu było zmarnować rezerwację, bo te rekolekcje cieszyły się wtedy sporą popularnością wśród młodych ludzi. Ewy nie interesowało życie sióstr zakonnych. Ale zaciekawiła ją nowa forma rekolekcji, o której wcześniej nie słyszała. 

To nie było proste w tamtych latach. Panował komunizm, zawieszony został stan wojenny. Sytuacja w Polsce była trudna dla Kościoła i dla zwykłych wierzących osób. Morze kusiło, bo pozwalało odpocząć od szarej, niepewnej rzeczywistości. Ewa nie szukała nowego stylu życia. Była zdecydowana, że ukończy studia, podejmie pracę w laboratorium badawczym, będzie się opiekowała chorą matką, może założy rodzinę.

O czym ona mówi?

Kiedy dojechała do Gdyni, prosto z dworca poszła pod wskazany adres. Długo szukała klasztoru, bo budynek nie przypominał starych zakonnych kompleksów. Dzisiaj też nie przypomina. Jest wtopiony w krajobraz nadmorskich willi, wybudowanych w tym miejscu w drugiej połowie XX wieku. Kiedy Ewa znalazła wejście do środka, okazało się, że trafiła do tak zwanej rozmównicy, czyli miejsca, w którym karmelitanki bose spotykają się z osobami z zewnątrz w ściśle określonych celach. 

Tego dnia w rozmównicy była siostra Immakulata, popularna wtedy autorka i tłumaczka największych dzieł o duchowości. Przez kilka chwil milczała. Stała zadziwiona sytuacją, w której się znalazła – nigdy wcześniej nie miała do czynienia z zakonnicami klauzurowymi.

– W końcu się odezwałam – wspomina siostra Agnieszka. – Powiedziałam, że przyjechałam na rekolekcje i mam list od księdza Franciszka.  „Wiem, kim jesteś, ksiądz Franciszek zapowiedział cię telefonicznie”, odparła siostra Immakulata i poprosiła o kopertę, którą Ewa trzymała w ręku. Spojrzała na mnie i zapytała, czy chcę odprawić te rekolekcje ku reformie życia czy ku wyborowi. Stałam jak wryta i zastanawiałam się: ku jakiemu wyborowi? O czym ta zakonnica do mnie mówi?

Początki i reforma

Zakon karmelitański powstał w średniowieczu; jest w dużej mierze inspirowany życiem pustelniczym. Utworzyli go rycerze w Jerozolimie w czasach wypraw krzyżowych. Rzucili zbroję wojenną, by – jak mówi historia zakonu – przywdziać zbroję duchową. Najpierw założono zakon męski, a po kilku wiekach w Europie powstała wspólnota kobiet.

Inspiracją dla karmelitanek i karmelitów bosych jest historia Eliasza, który schował się przed światem na górze Karmel, by kontemplować Boga i modlić się w ciszy. Od nazwy tej góry pochodzi nazwa zakonu. Zanim jednak ten powstał, groty, w których przebywał według tradycji prorok Eliasz, przyciągały od IV wieku po Chrystusie pustelników, potem mnichów bizantyńskich, krzyżowców i pielgrzymów. Pierwsi eremici zbudowali klasztor w średniowieczu i nazwali go imieniem Najświętszej Maryi Panny. 

Po upadku wypraw krzyżowych Ziemia Święta została zajęta przez muzułmanów. Część mnichów zginęła śmiercią męczeńską, broniąc swojej wiary, a część wyemigrowała do Europy. Pierwsze wspólnoty żeńskie zaczęły się tworzyć właśnie na Starym Kontynencie za sprawą pobożnych kobiet, których zainteresowała surowa reguła. 

W XV i XVI wieku w wyniku rozluźnienia zasad opisanych w pierwotnej regule. Klasztory były nie tyle przestrzenią bezustannej, szczerej modlitwy, co bardziej miejscem wpływów rożnych środowisk politycznych, współtworzenia chaosu ekonomicznego i załamania się wszelkich zasad etycznych.

W taką sytuację wchodzi największa święta tego zakonu, Teresa z Ávili, która w drugiej połowie XVI wieku, po prywatnych objawieniach, jako pierwsza sprzeciwia się odejściu od pierwotnej reguły i przeprowadza radykalną reformę. Wraca do reguły spisanej w Ziemi Świętej przez Alberta, patriarchę jerozolimskiego. Święta Teresa namawia do przeprowadzenia reformy także wspólnoty męskie – znakiem rozpoznawczym klasztorów, które przyjęły reformę, jest przymiotnik „bosi” dodany do nazwy zreformowanego zakonu. Reformy dokonuje we współpracy z Teresą ojciec Jan od Krzyża. Oboje są jednymi z największych świętych w Kościele katolickim.

Radykalizacja reguły życia polega między innymi na tym, że mnichom i mniszkom nie zaleca się opuszczania celi z wyjątkiem obowiązków wykonania pracy na rzecz wspólnoty, ale tylko w klasztorze, nie poza nim. Praca zarobkowa ma być wykonywana na miejscu. Może nią być, w przypadku kobiet, praca twórcza – na przykład pisanie książek, praca fizyczna oraz manualna, jak szycie ornatów i paramentów liturgicznych, wytwarzanie dewocjonaliów, opłatków czy popularne dzisiaj pisanie ikon.

– Reguła nie zabrania radykalnie opuszczania cel, lecz daje zachętę, by w nich jak najczęściej przebywać – zaznacza siostra Agnieszka. – Poza tym nasz styl życia jest pustelniczo-wspólnotowy: wszystkie części liturgii godzin sprawujemy wspólnie w chórze zakonnym, jak również obie godziny rozmyślania; posiłki jemy razem w refektarzu, choć w milczeniu, a ponadto mamy dwie rekreacje dziennie po około czterdzieści pięć minut.

Mimo tych wyjaśnień trudno wciąż zrozumieć, co spowodowało, że młoda, dobrze zapowiadająca się studentka fizyki dokonała wyboru życia w klauzurze karmelitańskiej.

Pierwsze natchnienia 

– Po pierwszym semestrze na politechnice przyjechałam na ferie do domu. Miejscowy wikary, ksiądz Franciszek Otremba, był zaprzyjaźniony z siostrami w Gdyni już od dawna. W czasach seminarium krakowskiego poznał siostrę Teresę Cecylię, fundatorkę tego domu, która wówczas przebywała jeszcze w krakowskim Karmelu na Wesołej. Wiedział, że siostry w Gdyni zaczynają prowadzić rekolekcje ignacjańskie. Ściśle rzecz ujmując, siostry tylko udostępniały rekolektantom pokoje w części gościnnej, zapewniały posiłki i dostęp do kaplicy.

Rekolektanci odsłuchiwali konferencje z kaset magnetofonowych nagranych przez jezuitę, ojca Bronisława Mokrzyckiego. Oprócz tego siostra Immakulata Adamska, która była także mistrzynią nowicjatu, codziennie prowadziła z rekolektantami rozmowy rekolekcyjne.

Gdy ksiądz Franciszek zaproponował Ewie rekolekcje, zapytała tylko, kiedy i gdzie się odbędą. Odpowiedział: „Za trzy dni w Gdyni, w klasztorze karmelitanek bosych”.

– Nie byłam nastawiona, że zobaczę kobietę za potężną kratą – opowiada siostra Agnieszka. –Nie miałam pojęcia, że tak wygląda wnętrze klasztoru karmelitanek bosych. Ta krata wywołała u mnie szok. Nie rozumiałam, o co w tym chodzi. 

To była epoka przed Internetem. Książek religijnych nie publikowano z powodów politycznych. Kiedy usłyszała pytanie siostry Adamskiej, zastanawiała się, co ksiądz Franciszek o niej opowiedział.

– Nie widziałam konieczności robienia wyboru, więc odpowiedziałam, że ku reformie życia, z czymkolwiek to się wiąże. Reforma w moim odczuciu brzmiała przyzwoicie. 

Siostra przyjęła te słowa. Jednak już w trakcie rekolekcji do Ewy coraz bardziej docierało pytanie o cel przyjazdu.

– Trzeciego dnia usłyszałam nagle głos wewnętrzny: „Tu jest twoje miejsce, tu masz wstąpić”.

Natychmiast w myślach powiedziała: nie.

– Mama jest chora, mam ustawiony wybór. Poza tym nic nie wiem o tych mniszkach. Siostra Immakulata była ciekawą osobowością, polubiłam ją. Ale… przy różnych okazjach spotykałam też, rzecz jasna przez kratę, inne siostry. Zdecydowana większość była w podobnym wieku jak ja. To był wtedy najmłodszy postulat i nowicjat w Polsce. Młode karmelitanki, które spotkałam, intrygowały mnie swoją radością i sposobem mówienia o Panu Bogu, o swoim powołaniu. Mówiły o sprawach wiary, tak jak nie mówiło się wtedy w Kościele. 

To był okres, kiedy do Polski docierały dopiero zmiany po Soborze Watykańskim II. W obiegu podziemnym można było nabywać teksty religijne. Siostry wszystkie te teksty znały, czytały, pomagały w kolportowaniu książek o tematyce duchowej.

Jako mała dziewczynka Ewa nie myślała o powołaniu. Raz tylko w czasie lekcji religii, kiedy siostra katechetka zapytała, czy któraś dziewczynka chciałaby mocniej służyć Bogu, wstępując do klasztoru, podniosła rękę, ale bez świadomości, z czym się takie życie wiąże i jak wygląda.

– Została we mnie tylko na chwilę myśl, że można mocniej służyć Bogu. Dzisiaj już się tak nie myśli, bo w każdej przestrzeni życia człowiek może bliżej poznawać i służyć Bogu – stwierdza siostra Agnieszka.

Wewnętrzna walka

Pytanie o powołanie pojawiło się też na chwilę, kiedy jeździła z babcią na pielgrzymki do Częstochowy. Widząc punkt z napisem: „Informacje o powołaniu”, zastanawiała się, czymjest powołanie i jak się je rozpoznaje. W czasie pobytu w Gdyni te wspomnienia w niej odżyły.

– Zaczęły się we mnie toczyć walki. Z jednej strony racjonalizowałam wszystko. Wiedziałam, że mam studia, chorą mamę, jestem najstarsza z rodzeństwa. Poza tym gdzie Śląsk, a gdzie Gdynia! Wiedziałam już też, co oznacza krata: że to koniec wyjazdów, koniec odwiedzania rodziny i bardzo ograniczony kontakt ze światem.

Dla Ślązaczki rodzina, przywiązanie do małej ojczyzny są bardzo ważne. Pójście do żeńskiego zakonu klauzurowego nie było wtedy czymś powszechnie akceptowalnym. Zakony męskie i seminaria miały wysoką frekwencję, ale o powołaniach żeńskich klauzurowych mówiło się na Śląsku niewiele.

Zgromadzenia zakonne czynne – służebniczki, urszulanki, elżbietanki, boromeuszki – miały wtedy liczne powołania, także ze Śląska. Problemem było niezrozumienie i brak szerszej znajomości życia klauzurowego.

– Nagle jednego dnia siostra Immakulata zapytała, czy słowa Jezusa do mnie docierają, czy te treści coś we mnie uruchamiają. Odpowiedziałam, że tak, coś się dzieje, ale… wszystko zmierza ku reformie.

Dalej toczyła się w Ewie wewnętrzna walka. Piątego, ostatniego dnia rekolekcji zakonnica zapytała ją, czy dobrze się zastanowiła. Reforma życia duchowego jest bardzo ważna, ale może jednak warto przemyśleć wybór powołania.

– Odpowiedziałam od razu, że nie. Dokonałam wyboru. Reforma i na tym koniec. Mówiłam tak, ale wewnętrznie czułam, jakbym przeżywała rozdwojenie – opisuje swój stan siostra Agnieszka.

Cały czas powtarzała sobie, że życie za taką klauzurą jest dla niej niewykonalne. Doszła do przekonania, że jej wybory sprzed rekolekcji są rozsądne – wszystko inne będzie wbrew rozsądkowi.

– Rozstałam się z klasztorem w Orłowie. Siostra Immakulata zaproponowała jednak na koniec, żebym pojechała do księdza Mokrzyckiego w Krakowie i odbyła spowiedź generalną.

Spowiedź generalna to najczęściej spowiedź z całego życia. Nie jest powszechnie praktykowana w Kościele katolickim. Taka spowiedź dokonywana jest w różnych momentach życia i nie musi się wiązać z decyzją o pójściu do zakonu. Karmelitanka uważnie przyglądała się Ewie. Widziała w niej prawdopodobnie głębokie skupienie, choć dokładnie trudno powiedzieć co, bo powołanie psychologicznie jest niełatwe do rozpoznania.

Być może widziała tylko rozsądną, uczciwą, młodą kobietę, która mogłaby wesprzeć budujący się dopiero klasztor.

– Zgodziłam się na wyjazd do księdza Mokrzyckiego. Siostra umówiła mnie za trzy dni. To był luty, straszna zamieć – wspomina siostra Agnieszka. Po powrocie z Gdyni do domu zwierzyła się mamie i babci z głosu, który słyszała w sercu. Ale zapewniła je, że to tylko emocjonalne rozbicie. Pojedzie do Krakowa, wróci na studia i będzie powoli układać swoje życie według dawnych planów.

„Żadnego innego wyboru nie będzie”, zapewniła mamę.

Ojcu i braciom nie chciała nic mówić. „Bo o czym tu rozmawiać, coś się we mnie rozstroiło na chwilę”, pomyślała. Tata w końcu zapytał, po co jedzie do Krakowa. Skłamała.

Powiedziała, że do koleżanki.

Wsiadła w pociąg.

„Czy ktoś mnie wkręca?”

– Kiedy dojechałam do Krakowa, podjechałam taksówką na Zaskale, bo wtedy ojciec Mokrzycki przebywał w tamtejszym klasztorze, gdzie spowiadał. Brat zakonny powiedział, że mam poczekać. Po chwili wrócił i przyniósł mi książkę „Miłość i odpowiedzialność” Karola Wojtyły. Powiedział: „Skoro się pani zdecydowała wstąpić do zakonu, to proszę sobie przeczytać ten tekst, żeby poznać też inne powołanie – do małżeństwa”.

Poczułam, jakby mnie piorun strzelił. Co on powiedział?! Żadnego zakonu nie wybrałam. Zastanawiałam się, czy ci ludzie się ze sobą komunikują, czy coś sobie wymyślili na mój temat.

A może ktoś mnie wkręca?

Wzięła książkę, zaczęła ją przeglądać. Brat odszedł i zostawił ją samą. To była dziwna sytuacja. Zaczekała jednak chwilę. Wyspowiadała się. Na koniec ojciec Mokrzycki zapytał, czy dobrze się czuje na studiach.

– To był trudny moment. Dla świętego spokoju odpowiedziałam, że bardzo dobrze się czuję na studiach, choć tak naprawdę walka duchowa, która rozpoczęła się we mnie w czasie rekolekcji, co do mojego powołania, była coraz gwałtowniejsza… Ale wtedy nie byłam jeszcze gotowa, aby się z tym zmierzyć… 

Ksiądz Mokrzycki zaczął przyglądać się Ewie i dopytywać, czy fizyka jej się podoba. Ona odpowiadała twierdząco. Ksiądz jeszcze raz zapytał, czy na pewno chce ten kierunek studiować i czy na pewno to jest to, co chciałaby robić w życiu.

Ewa z uporem i coraz mocniejszym zdziwieniem odpowiadała, że tak.

– Rozmawialiśmy, a ja w środku czułam już, że nie. Ksiądz mnie pobłogosławił i powiedział: „Z Bogiem”. Pamiętam dobrze moment, kiedy wyszłam z rozmównicy. Stanęłam przed klasztorem i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie powiedziałam, że mam dylemat. „Coś ty głupia zrobiła?!”, pomyślałam. Okłamałam człowieka. 

Listy do Orłowa

Od stycznia cała ta sytuacja wydawała jej się wciąż irracjonalna. Wróciła na chwilę do domu rodzinnego. Rodzice pełni szczęścia się z nią przywitali. Postanowiła zapomnieć o wszystkim. Rozpoczęła kolejny semestr studiów. Była przekonana, że całe to zamieszanie opierało się na emocjach. Ślązacy nie przywiązują zbytniej wagi do uczuć. To racjonaliści, wierni tradycji rodzinnej, nawet jeżeli coś w tej rodzinie idzie nie tak, odpowiedzialni społecznie. Kościół, owszem, ma swoje miejsce w ich życiu, ale to miejsce jest konkretnie określone. Wiara jest ważna, ale życie jest twarde, jak twardy jest kamień węgielny. Tak kształtowała się mentalność Śląska od prawie stu pięćdziesięciu lat. Kilka pokoleń z rodziny Ewy było mocno przywiązanych do swojej małej ojczyzny.

– Przez miesiąc próbowałam zapomnieć o wszystkim, co przeżyłam tej zimy. Aż któregoś dnia, chyba w marcu, ksiądz Franciszek spotkał mnie na placu kościelnym. Znowu podszedł i powiedział: „Muszę się za ciebie wstydzić”.

Ewa zapytała, o co mu chodzi. Ksiądz wyjaśnił, iż obiecała siostrze Immakulacie, że się odezwie po spowiedzi generalnej. Siostra dzwoniła do księdza i martwiła się, czy wszystko u niej dobrze. „Wiesz, to niekulturalne, jeżeli coś się obiecuje, a potem zostawia się kogoś bez znaku życia”, powiedział ksiądz Franciszek, kierując się w stronę kościoła.

– Pomyślałam: „On się za mnie wstydzi?”. Odpowiedziałam dla świętego spokoju, że napiszę list. I napisałam.

Wewnętrznie toczyła walkę. Zastanawiała się, czy jest poddawana jakiejś manipulacji. Ale czemu to miałaby służyć? Napisała list i tak oto zaczęła się jej korespondencja z siostrą Immakulatą Adamską, która później stała się jej mistrzynią w nowicjacie, a równocześnie przewodniczką na drodze życia duchowego.

– Siostra po latach mi powiedziała, że wtedy, w lutym 1983 roku, wiedziała, jaką walkę toczę. To samo powiedział mi potem ksiądz Mokrzycki, który już w konfesjonale rozpoznał, że mam powołanie. Zapytałam, czemu mi tego wprost nie powiedzieli. Dlaczego tylko dopytywali? Po co były te wszystkie dziwne pytania, półsłówka? „Bo na powołanie trzeba odpowiadać samemu” – tak brzmiała odpowiedź księdza Mokrzyckiego i siostry Adamskiej. Powołanie odkrywa się w wolności. 

Ksiądz Mokrzycki mówił, że gdyby zwerbalizował swoje spostrzeżenia, ona mogłaby to odebrać jako decyzję narzuconą, zasugerowaną. 

Odejść z honorem

Po marcowym spotkaniu z księdzem Franciszkiem Ewa napisała kilka listów do siostry Immakulaty. W czerwcu ostatecznie podjęła decyzję.

– Napisałam, że nie mogę już dłużej wytrzymać tego wewnętrznego napięcia. Każde moje wejście do kościoła jest walką. Słyszałam głos: „Uciekasz przede Mną”. 

Zdecydowała, że w wakacje wróci do Gdyni i „odprawi rekolekcje ku wyborowi”.

– Postanowiłam, że przejdę przez wszystkie opcje wyboru opisane w rekolekcjach i tę, którą mi Pan Bóg potwierdzi pokojem w sercu, podejmę i zacznę realizować.

Przyjechała. Było upalne lato. Dom karmelitanek zapewniał cień. Ale morze też ją pociągało. Trudno nie skorzystać okazji, że jest się tak blisko jednego z najpiękniejszych klifów w Polsce. Pierwszego dnia siostra karmelitanka wprowadziła ją w treść rekolekcji. Poprosiła, żeby rozpisała tabelkę z tyloma kolumnami, ile możliwości dalszego życia widzi dla siebie. Stworzyła tabelkę z trzema kolumnami: studia i praca naukowa, zakon oraz założenie rodziny. W każdej kolumnie miała wypisać argumenty za i przeciw.

– Chodziło oczywiście o argumenty na poziomie rozumu oświeconego wiarą, a nie emocji – dopowiada siostra Agnieszka.

Poszła na spacer nad morze. Usiadła na plaży. Spojrzała na tabelkę, którą przygotowała.

– Zauważyłam w pewnym momencie, że najwięcej argumentów „za” wpisałam przy zakonie. 

Wróciła do klasztoru. Czekając na spotkanie z siostrą Immakulatą, usiadła przy kole – tak nazywa się potocznie furta klasztorna w Karmelu, zupełnie inna niż w większości klasztorów kontemplacyjnych. Nazwa „koło” pochodzi od konstrukcji. To obrotowy bęben z otworem, który w trakcie obracania raz znajduje się po stronie klauzurowej, a raz po zewnętrznej. Do niego można włożyć rzeczy, które chce się przekazać siostrom. Obok koła nierzadko znajduje się okienko z kratą, przez którą można załatwić krótkie, najpilniejsze sprawy z siostrą „kołową”. To terminologia języka karmelitańskiego. Żargon, jak powiedzielibyśmy po drugiej stronie klauzury.

W tym samym czasie w Gdyni przebywał ksiądz Franciszek. Odprawiał własne rekolekcje. Był fanem książek. Kupował je i czytał nałogowo. Spotkawszy Ewę przy kole, zapytał, czy czeka na siostrę Immakulatę…

– Spojrzał na mnie i powiedział: „Widzę, że jest ci ciężko”. 

Ewa nie zaprzeczyła. Ksiądz Franciszek podał jej książkę, mówiąc, że kupił ją specjalnie dla niej. To był Prorok Jonasz Romana Brandstaettera. Ksiądz poprosił Ewę, żeby przeczytała fragment. Po chwili zastanowienia stwierdził, że sam przeczyta to, co otworzyło mu się, kiedy tę książkę przeglądał.

– I zaczął czytać: „Jonasz targował się z Bogiem: Panie, żonę mam zostawić? Zostaw. Dom mam zostawić? Zostaw”. I tak dalej. Słuchałam i myślałam: „Boże, wyraźniej odpowiedzieć nie mogłeś”. To były dokładnie moje pytania. Bóg odpowiedział mi przez Romana Brandstaettera.

Po jakimś czasie znajomi Ewy, którzy przyjaźnili się z Brandstaetterem, zawieźli do niego ten egzemplarz książki i opowiedzieli mu historię o powołaniu Ewy. Wpisał dedykację.

– Mam tę książkę w celi przy sobie – dopowiada siostra Agnieszka. – Jest dla mnie bardzo ważna.

Po podjęciu przez Ewę decyzji o wyborze siostra Immakulata oznajmiła, że… w klasztorze w Gdyni nie ma miejsc. To była zaskakująca informacja. 

Ewa wróciła do pracy. Razem z koleżanką zatrudniła się na czas wakacji jako kelnerka w ośrodku wypoczynkowym w Ustroniu Morskim. Przygotowywała się też do egzaminu, który cały rocznik przełożył na wrzesień. Był on jednym z trudniejszych – analiza matematyczna…

– Po miesiącu otrzymałam list, że jedna z postulantek zrezygnowała. Jest miejsce i mogę wstąpić. Siostry wyznaczyły mi datę na 30 września. A 26 września miałam mieć na studiach ten przeniesiony egzamin. Zaczęłam się zastanawiać, czy do niego podchodzić. Pomyślałam, że jak mam odejść z tego świata, to z honorem.

Wspólnie z kolegami i koleżankami w akademiku Ewa przygotowywała się do egzaminu. Nie mówiła o swoim wyborze. Podzielili się materiałem. Każdy nauczył się jednego twierdzenia, potem wyjaśniał go innym studentom.

– Na egzamin wchodziliśmy trójkami. Większość osób przed nami wychodziło z oceną niedostateczną. Kiedy weszła nasza trójka, profesor zapytał mnie o twierdzenie, które wykułam na pamięć. Był zadowolony. Ale miał niedosyt. Chciał, żebym odpowiedziała mu na jeszcze jedno pytanie.

Ewa nie mówiła nikomu, że to jej ostatni egzamin, ostatni pobyt w tym zewnętrznym świecie.

– Uczciwie odpowiedziałam, że nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie… Wyszłam z politechniki z dobrą oceną. Rekolekcje trwały tydzień. Pół roku podejmowałam decyzję. Żyję za klauzurą ponad czterdzieści lat. Wszystko, co mówił ksiądz Mokrzycki, wpadało jakby w ziemię, która była wyschnięta i potrzebowała deszczu – mówi siostra Agnieszka.

TEKST JEST FRAGMENTEM KSIĄŻKI „TAJEMNICE SZCZĘŚLIWYCH KOBIET. PRAWDZIWE ŻYCIE SIÓSTR ZAKONNYCH„. ŚRÓDTYTUŁY I SKRÓTY POCHODZĄ OD REDAKCJI

Tajemnice szczęśliwych kobiet

Poznaj inspirujące historie sióstr zakonnych, które zmieniają myślenie o kobiecości i życiu.

Zobacz
; ; ; ;

Podziel się

Tematy