Ojciec Pio nie lubił dziennikarzy. Z tymi, którzy przyjeżdżali do San Giovanni Rotondo tylko po to, by wypatrywać ewentualnych cudów nawet nie chciał rozmawiać. Dlaczego pracowników mediów traktował z taką surowością?

Czytanie duszy

Powody, dla których dziennikarze z największych, włoskich gazet przyjeżdżali na Gargano były na początku podobne: zobaczyć cuda, które „robi” kapucyn, sprawdzić, czy w San Giovanni Rotondo naprawdę zdarzają się sensacyjne uzdrowienia, a potem opisać to tak, jak nikt inny dotąd tego nie zrobił. Albo – to był drugi powód dziennikarskich wyjazdów – zdyskredytować posługę zakonnika i szukających taniej sensacji ludzi, którzy do niego przyjeżdżali. Ojciec Pio bezbłędnie odczytywał te pragnienia i reagował z właściwą sobie stanowczością i szczerością.

Dziennikarzom, którzy przyjeżdżali z różnych zakątków Włoch i godzinami oczekiwali na choćby krótką rozmowę Ojciec Pio najczęściej mówił: 

„Jesteśmy tu, by udzielać sakramentów, a nie wywiadów!”

Wymiana darów

A jednak to w dużej mierze dzięki temu, że przyjeżdżali, pytali, słuchali a potem pisali, wieść o kapucynie z Gargano docierała coraz dalej i sprowadzała kolejnych ludzi, którzy szukali pomocy. Niektórzy nawet cudu, bo wszelkie dotychczasowe działania zawiodły. Wielu dziennikarzy, którzy przyjeżdżali, przeżywali pod okiem Ojca własną przemianę, a niektórzy wręcz rewolucyjne nawrócenie. Biografowie Ojca Pio podają nazwiska dziennikarzy, którzy po spotkaniu ze świętym całkowicie zmienili swoje życie. Dochodziło do niezwykłej wymiany darów, miedzy nimi i niechętnym nim zakonnikiem, choć dziennikarze zupełnie się tego nie spodziewali.

Cuda Ojca Pio

Renato Trevisani, przedwojenna gwiazda neapolitańskiego dziennika „Il Mattino”, dziennikarz sceptyczny, krytyczny, ale dociekliwy i rzetelny przyjechał do klasztoru niedługo po tym, gdy Ojciec Pio otrzymał stygmaty (1919 r.). W ciągu kilku dni zebrał potrzebne informacje i… stał się świadkiem cudownego uzdrowienia. Napisał o tym co widział, ale jednak nie tak, jak spodziewał się jego przełożony. Artykuł zatytułował „Fenomen” i z pokorą uznał, że po tym, co zobaczył, nie może zaprzeczać faktom i napisać inaczej.

„Widziałem je na własne oczy, podobnie jak inne osoby, które wcześniej podzielały mój sceptycyzm” – pisał.

Synowie marnotrawni

Zdarzały się też sytuacje, gdy dziennikarze, aby mieć pewność, że uda im się z nim spotkać, brali udział we Mszach świętych, które odprawiał mimo, że dotąd mieli ze sprawami Kościoła mało do czynienia. Ojciec, w swoim głębokim poznaniu, dostrzegał ich w tłumie modlących się. I przemawiał. Taką przemowę usłyszał żurnalista - skandalista Pitigrilli, który pojechał do San Giovanni Rotondo szukać pomocy w chorobie nowotworowej.

„Dziś pośród was znajduje się wielki grzesznik. Módlcie się, bracia, módlcie się intensywnie za kogoś, kto jest dziś obecny pośród nas i potrzebuje modlitwy. Pewnego dnia przybliży się do stołu eucharystycznego i przyprowadzi ze sobą tych, którzy byli z nim w błędzie” – wygłosił Ojciec Pio. Pitigrilli wiedział, że mówi o nim, ale nie było mu wstyd, nie miał pretensji. Poczuł ulgę! Postawił wszystko na jedną kartę i doświadczył nie tylko uzdrowienia z raka, ale przede wszystkim uzdrowienia z grzechu. Po nawróceniu błagał swoich wydawców, aby wycofali te z jego dzieł, które obrażały wierzących i samego Boga.

Prawda nie musi się podobać

„Zastanów się nad tym, co piszesz, bo Pan każe ci zdać z tego rachunek. Uważaj, dziennikarzu! Pan odda ci tak, jak na to zasłużyłeś swoją posługą” – mówił Ojciec Pio. Odważnie krytykował podawanie informacji nierzetelnych i niesprawdzonych, ale także filtrowanych, uładzonych, podawanych jako półprawdy, czy tzw. prawdy wybiórcze. Nie zgadzał się na cenzurowanie prawdy tylko po to, by zakryć prawdziwe motywy czyjegoś działania, albo pudrowanie faktów, by chronić dobre imię wyrządzającego zło. Biografowie opisują sytuację, w której kapucyn wskazał na dwóch dziennikarzy, w tym szefa reporterów „L’Osservatore Romano”, Mario Cinellego.

„ - Zacni ludzie, polecam wam ich. Piszą stosy kłamstw, zniesławiają pół świata – stwierdził.

- Ojcze, „L’Osservatore” wcale nie głosi kłamstw – oburzył się jeden z zakonników.

- Owszem, masz rację, wprost nie głosi kłamstw, ale też go polecam, bo mówi tylko taką prawdę, jak mu się podoba” – dodał zdecydowanym tonem Ojciec Pio.

Agnieszka Bugała