Kościół wspomina dziś św. Jana Bosko, ale nie byłoby zgromadzenia salezjanów, oratorium dla chłopców i wielkich dzieł „duchowego olbrzyma”, gdyby nie miłość i świadectwo życia jego mamy. Służebnica Boża Małgorzata Occhiena Bosko uważna jest za „współzałożycielkę” Zgromadzenia Salezjańskiego.

Próba wiary

„Pamiętam, że ona sama przygotowała mnie do pierwszej spowiedzi, odprowadziła mnie do kościoła. Najpierw wyspowiadała się sama, polecając mnie spowiednikowi, potem pomogła mi odmówić dziękczynienie. Opiekowała się mną w ten sposób, dopóki nie uznała, że sam jestem w stanie godnie przystąpić do spowiedzi” – pisał św. Jan Bosko w autobiografii, której powstanie zlecił mu papież Pius IX.

fot. Agnieszka Bugała

Małgorzata, która w wieku 29 lat została wdową i musiała zająć się wychowaniem trzech synów – w tym pasierba z pierwszego małżeństwa męża – i opieką nad sparaliżowaną teściową, położyła fundament pod życie duchowe przyszłego świętego. „Nie miałem jeszcze dwóch lat, kiedy miłosierny Bóg pogrążył nas w ciężkim nieszczęściu. Mój ojciec był w pełni sił, w kwiecie wieku i ciężko pracował, by zapewnić nam dobre, chrześcijańskie wykształcenie. Pewnego dnia wracając z pracy, zlany potem, zszedł do zimnej piwnicy. Dostał gorączki. To było ciężkie zapalenie płuc. W ciągu kilku dni choroba go zabrała i zmarł. W ostatnich godzinach przyjął sakramenty święte i zdążył polecić mojej matce, aby zaufała Bogu. Miał 34 lata, był 12 maja 1817 roku” – pisał Jan Bosko.

Pedagogika Małgorzaty

Małgorzata zaufała nadziei wbrew nadziei. Było jej ciężko, pracowała od świtu do nocy, w domu i zarobkowo, u ludzi. Mimo ogromnego poświęcenia, by utrzymać rodzinę nie traciła z oczu spraw duchowych i znajdowała czas na formację religijną synów. Uczyła dzieci modlitwy i katechizmu. Zmęczona po całym dniu pracy każdego wieczoru klękała razem z nimi do modlitwy.  To od niej ks. Jan nauczył się, że „wychowanie jest sprawą serca”. „Nie wystarczy młodzież kochać. Młodzież musi czuć, że jest kochana” – mówił czerpiąc z doświadczenia miłości, którą otrzymał od mamy. Małgorzata, która nie potrafiła ani pisać, ani czytać wychowywała synów w  dyscyplinie, ucząc ich pracy, oszczędności i szacunku dla biednych. To ona pokazywała im obecność Boga w świecie zachęcając jednocześnie do tego, aby szanować stan łaski uświęcającej i unikać grzechu.  „Młodzi kochają to, co im się podoba. Niech nauczą się kochać i to, co im się podoba mniej: dyscyplinę, naukę, umartwienie” – pisał ks. Jan czerpiąc z pedagogiki, którą uprawiała jego mamma

fot. Agnieszka Bugała

Katechezy pod gwiazdami

Skąd brała siły? Skąd czerpała inspirację? Nie znała duchowych dzieł, a jednak życie nadprzyrodzone było dla niej jakby naturalne, oczywiste. Ciężka praca w polu otwierała ją na Boga, który stworzył zboże, winorośle, drzewa oliwne i kwiaty. Przekazała dzieciom miłość do Stwórcy i była ich pierwszą katechetką. W gwiaździste noce zapraszała chłopców przed dom i kazała zadzierać głowy do góry.

„To Bóg stworzył świat i umieścił tam tak wiele gwiazd. Jeśli firmament jest tak piękny, to co dopiero zobaczymy w raju?” – mówiła.

fot. Agnieszka Bugała

Nauczyła Księdza Bosko, aby zawsze trwał w obecności Boga. „Bóg cię widzi!” – mawiała. Nie umiała przeczytać słów Ewangelii, ale całym swoim życiem, każdego dnia, głosiła ją dzieciom i sąsiadom, a gdy zamieszkała w Turynie tym wszystkim, którzy pukali do drzwi Oratorium. Jako pierwsza poznała się na Dominiku Savio, jeszcze zanim Kościół uznał go za świętego. Czuwała nad nim od 29 października 1854 r., gdy trafił do Oratorium. Robiła sobie przerwy podczas pracy i aby złapać oddech, siadała w kościele z różańcem. Tam spotykała Dominika. „Macie wielu dobrych młodych ludzi, ale żaden nie przewyższa pięknem serca i duszy Dominika Savio. Przerywa zabawę, aby przyjść i znaleźć Jezusa w tabernakulum. Jest w kościele jak anioł” – wyznała księdzu Bosko.

fot. Agnieszka Bugała

Mama księdza

Nie spodziewała się, że Bóg wybierze do kapłaństwa właśnie jej syna, ale miała na sposób przeżywania kapłaństwa jasny pogląd. „Jesteś kapłanem, odprawiasz Mszę świętą, dlatego jesteś bliżej Jezusa. Pamiętajcie jednak, że zacząć odprawiać Mszę świętą oznacza zacząć cierpieć. Nie zauważysz tego od razu, ale stopniowo zobaczysz, że twoja matka powiedziała ci prawdę. Jestem pewna, że każdego dnia będziecie się za mnie modlić, za życia i po  mojej śmierci. To mi wystarczy. Odtąd masz myśleć tylko o zbawieniu dusz, nie o mnie” – powiedziała synowi w czerwcu 1841 r., po tym, gdy odprawiał prymicyjną Msze świętą w kościele w rodzinnej miejscowości.

fot. Agnieszka Bugała

Królowa ubogich

Kilka lat wcześniej, gdy młody Jan przyszedł do niej z nowiną, że chce zostać księdzem, miała dla niego prostą radę:

„Chcę tylko, abyś dokładnie przemyślał krok, który chcesz postawić, a następnie podążał za swoim powołaniem, nie patrząc na nikogo. Pierwszą rzeczą jest zbawienie twojej duszy. Nasz proboszcz chciał, abym odwiodła cię od tej decyzji ze względu na to, że mogę w przyszłości potrzebować twojej pomocy. Ale to Bóg jest najważniejszy. Nie zawracaj mi głowy, niczego od ciebie nie chcę, synu. Myśl tylko tak, powtarzaj to sobie: urodziłem się w ubóstwie, żyłem w ubóstwie, chcę umrzeć w ubóstwie. Jeśli zdecydujesz się zostać świeckim księdzem i przez nieszczęście staniesz się bogaty, nawet cię nie odwiedzę i nigdy nie postawię stopy w twoim domu. Zapamiętaj to dobrze”. I zapamiętał. Jeszcze w wieku siedemdziesięciu lat odczuwał żywe wzruszenie na samą myśl o tych słowach.

W Castelnuovo Don Bosco (Asti), w wiosce Becchi, można zwiedzić skromny wiejski dom mammy Małgorzaty, w którym urodził się i spędził dzieciństwo św. Jan Bosko.

Po śmierci często widział ją w snach, ale raz naprawdę spotkał ją w Turynie. Był sierpień 1860 r., wracał do Oratorium. Na rogu dwóch ulic nagle ją zobaczył – mammę. Była ubrana po królewsku a za nią stał chór anielski. Śpiewała chwałę Bogu. Gdy skończyła, tuż przed zniknięciem, powiedziała: „Czekam na ciebie, bo zawsze musimy być razem”.

Agnieszka Bugała