O rodzinie Ulmów dowiadujemy się coraz więcej. Jednak ich biografie nadal kryją wiele tajemnic. Oto bardzo ważne fakty z ich życia a także procesu beatyfikacyjnego, o których mówi się dzisiaj niewiele, a które warto jeśli ich beatyfikacja ma stać się dla nas ważnym duchowym przeżyciem.

Jak Józef pokochał Wiktorię?

Wiktoria i Józef Ulma wzięli ślub 7 lipca 1935 roku. Pomiędzy nimi było dwanaście lat różnicy i pewnie dlatego, choć mieszkali w jednej wsi, ich znajomość nie była wcale tak oczywista. Jak wspominają świadkowie, para poznała się na spotkaniach Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Trudno powiedzieć, kiedy para zdecydowała się pobrać i jak rozwijała się relacja między nimi. Jedna z anegdot, przytoczona w książce Agnieszki Bugały „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”, opisuje rozmowę Józefa Ulmy z bratem Wiktorii. Miał się on poskarżyć Józefowi, że wszystkie jego siostry są już zajęte, ale najmłodsza nie ma nikogo na oku, choć skończyła właśnie 22 lata. „To ja się z nią ożenię” – odpowiedział niemal machinalnie Ulma.

KLIKNIJ TUTAJ I CZYTAJ WIĘCEJ W KSIĄŻCE „ULMOWIE. SPRAWIEDLIWI I BŁOGOSŁAWIENI”

Wiadomo z pewnością, że Ulmowie stanowili zgodne małżeństwo. Obydwoje bardzo serdeczni i otwarci na innych, ciężko pracowali zajmując się gospodarstwem i wychowując rosnącą gromadkę dzieci. Pociech przybywało właściwie niemal każdego roku, co wskazuje, że ich relacje układały się świetnie. Wiktoria najczęściej zajmowała się sprawami domowymi i opiekowała się dziećmi, zaś Józef dbał o obejście i uprawy. Obydwoje lubili poszerzać swoją wiedzę i w wolnym czasie dużo czytali. W dodatku Józef słynął z bardzo kreatywnego umysłu. Nie tylko modernizował metody upraw, ale też zbudował przydomową elektrownię wiatrową.

Pomoc Żydom

Wygląda na to, że Ulmowie pomagali żydowskim sąsiadom zanim jeszcze przyjęli ich pod swój dach. Już w 1942 roku, gdy Niemcy wprowadzali plan eksterminacji ludności żydowskiej, a Polakom groziła śmierć za okazaną im pomoc, Józef zbudował specjalny schron dla kobiety imieniem Ryfka, jej córek oraz wnuczki.

Wiktoria też zaangażowała się w pomoc. Przynosiła uciekinierom jedzenie i wodę. Niestety, kobiety zostały odnalezione pod koniec 1942 roku i zastrzelone. Ulmowie nie zostali wówczas wytropieni. Niedługo potem przyjęli pod swój dach aż ośmioro Żydów, uciekających przed niemieckimi prześladowcami. To właśnie ten akt miłosierdzia ściągnął na Ulmów tragedię. Po ponad roku wspólnego życia z żydowskimi uciekinierami, cała rodzina została brutalnie zamordowana przez niemieckich oprawców.

Męczennicy czy ryzykanci?

Chyba najpoważniejszym zarzutem kierowanym pod adresem rodziny Ulmów jest ten związany z regułą ordo caritatis, czyli porządku miłosierdzia. Reguła ta zakłada, że chrześcijanin powinien w pierwszej kolejności zadbać o dobro najbliższych osób, a potem kolejno o osoby z szerszych wspólnot – krewnych, społeczności lokalnych, narodu. Zdaniem niektórych, Ulmowie przyjmując Żydów zaryzykowali życiem nie tylko swoim, ale także swoich dzieci, łamiąc tę chrześcijańską regułę.

Te wątpliwości zostały jednak bardzo wnikliwie przenalizowane i wyjaśnione. Po pierwsze, Ulmowie stanęli wobec sytuacji granicznej. Ich decyzja nie miała nic wspólnego z chłodną kalkulacją. Do ich drzwi zapukali śmiertelnie przerażeni ludzie, których życie było zagrożone. Decyzje, jaką podjęli można zatem rozpatrywać jako bezgraniczną ufność w zrządzenia Bożej Opatrzności. Najpewniej szukali zresztą potwierdzenia słuszności swojej decyzji w Piśmie Świętym. W egzemplarzu Biblii, jaki znaleziono w domowej biblioteczce Ulmów, ołówkiem podkreślona została przypowieść o miłosiernym samarytanienie, zaś obok krótki komentarz: „tak!”.

Po drugie, na co zwraca uwagę Agnieszka Bugała w książce „Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni”, Markowa była wsią na swój sposób niezwykłą jeśli chodzi o podejście do kwestii ratowania Żydów. W całej miejscowości wojnę przeżyło 21 Żydów, co oznacza, iż na podobny gest wsparcia zdecydowały się także inne rodziny. Co ciekawe, po zbrodni dokonanej na Ulmach żadna z tych rodzin nie zdecydowała się wyrzucić ściganych przez Niemców gości. Nadal ryzykowali życie dla swoich sąsiadów.

Po trzecie wreszcie, trudno z obecnej perspektywy ocenić postępowanie innych ludzi w tamtych czasach, w których ludzie poddani byli tak wielkiej presji, że podejmowali często niezrozumiałe dla współczesnego człowieka decyzje. Hipotetycznie rzecz biorąc, gdyby Ulmowie nie przyjęli Żydów pod swój dach, zapewne przez długie miesiące i lata stawialiby sobie pytanie, czy faktycznie nie mogli tego uczynić i czy aby nie zaważyło pragnienie świętego spokoju. „Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono, i w stosunku do Ulmów pozostaje nam tylko podziw i szacunek za to, że zdali egzamin z człowieczeństwa, z wiernego naśladowania Ewangelii” – celnie zauważa bp Stanisław Jamrozek, pierwszy postulator procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów w rozmowie z Agnieszką Bugałą.

TEKST POWSTAŁ NA PODSTAWIE KSIĄŻKI „ULMOWIE. SPRAWIEDLIWI I BŁOGOSŁAWIENI”