„Pragnę, aby Płomień Miłości Mego Niepokalanego Serca był wszędzie znany, jak znane jest Imię Moje wszędzie na całym świecie” – mówiła Maryja do Elżbiety Kindlemann.

„Płomień Miłości Niepokalanego Serca Maryi oślepia szatana” – mówiła węgierska mistyczka Elżbieta Kindlemann. Dziś, kiedy jesteśmy świadkami nowych wojen i nowych wybuchów nienawiści, przylgnięcie do Serca Matki jest dla nas, Jej dzieci, jedynym ratunkiem.

 

Elżbieta Szántò urodziła się w Kinspest, na Węgrzech, w 1913 r. Była najstarszą z trzynaściorga rodzeństwa, rodzina żyła w skrajnej biedzie. Miała pięć lat, gdy zmarł jej ojciec. Kiedy tylko podrosła, a owdowiała mama wciąż nie mogła poradzić sobie z utrzymaniem licznej rodziny, wysłano małą Elę do Szwajcarii, do zamożnej rodziny. Kiedy miała jedenaście lat zmarła też mama i osierocona Elżbieta próbowała wziąć na siebie odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo.  Jako młoda dziewczyna chciała wstąpić do klasztoru, ale była zbyt biedna, by otrzymać zgodę na przyjęcie. W 1929 r. zaangażowała się w działalność chóru parafialnego i na jednej z prób poznała instruktora kominiarstwa, Karola Kindlemanna. Rok później, 25 maja 1930 r., została jego żoną. Miała wtedy siedemnaście lat, mąż był od niej o trzynaście lat starszy. Doczekali się narodzin sześciorga dzieci.

 

Codzienna walka o wiarę

Niestety, w 1946 r. Karol zmarł i młoda wdowa rozpoczęła walkę o przetrwanie. Mimo trudności nie traciła nadziei i całą ufność pokładała w Bogu. W ogarniętych komunizmem Węgrzech próbowała dawać świadectwo. W 1948 r. została zwolniona z pracy tylko za to, że w domu miała figurę Matki Bożej.

„Ciężka praca, nadmiar trosk i kłopotów wdowiego życia odbierały siły mojej duszy, osłabiały ją, na czym cierpiała tak, że moja wewnętrzna postawa. W ten oto sposób stopniowo oddalałam się od Boga. Tak bardzo pochłaniała mnie codzienna praca dla zapewnienia bytu rodzinie, że pomimo długiej walki moje życie duchowe zaczęło zanikać. Doszło nawet do tego, że zaczęłam tracić mocne oparcie w wierze” – pisała.

 Rozmowy w ciemności

Kiedy dzieci podrosły i opuściły rodzinny dom, Elżbieta skupiła się na modlitwie i odnowie religijnej formacji. Przyjęła szkaplerz Najświętszej Maryi Panny i dołączyła do świeckiego zakonu karmelitów. Ale duchowa walka, którą miała stoczyć, miała dopiero nadjeść.

„Kiedy tak z wielkim nabożeństwem adorowałam Jezusa, Zły powiedział do mnie:

– Wierzysz w Jego moc? Gdyby ją miał, uczyniłby to, bo i Jemu byłoby to miłe! Jakiż straszny cios! Moje serce było ściśnięte, umysł zaćmiony. Wtedy przed oczami duszy zobaczyłam udręczone Oblicze mojego Pana.

– Spójrz na moją udręczoną Twarz, na umęczone Ciało... – powiedział. – Czy nie cierpiałem po to, by odkupić dusze?... Wierz Mi i oddawaj Mi cześć!” – wspominała.

W 1958 r. – miała wtedy czterdzieści pięć lat – rozpoczął się w jej życiu trzyletni okres duchowej ciemności. I to w tym właśnie czasie, kiedy niczego nie pragnęła, niczego się nie spodziewała i toczyła codzienną walkę o zachowanie wiary rozpoczęły się prywatne rozmowy – z Jezusem, Maryją i Aniołem Stróżem.

Płomień Miłości

Objawienia trwały przez ponad dwadzieścia lat. Elżbieta, świadoma swojej niedoskonałości, a także intelektualnego i duchowego ubóstwa, najpierw broniła się przed tymi widzeniami, a później, wciąż trwając w duchowej oschłości, zgodnie z prośbą Jezusa zaczęła spisywać, w formie dziennika, to, co w czasie objawień słyszała. Tak powstał zbiór, który po długim badaniu otrzymał aprobatę biskupów i jest dziś rozpowszechniany na całym świecie.

13 kwietnia 1962 r. Maryja powiedziała do Elżbiety:

„– Moja mała karmelitanko! Ileż grzechów popełnia się w tym kraju! Pomóż mi go ratować! Dlatego daję wam do ręki promień światła. Jest to Płomień Miłości mojego Serca. Złącz swoją miłość z tym Płomieniem i przekazuj go innym!

– O Matko – zawołałam – dlaczego nie dokonujesz cudów takich jak w Fatimie, by Ci uwierzono?” – zanotowała Elżbieta. „Im większe byłyby dokonywane przeze mnie cuda, tym mniej by mi wierzono” – odpowiedziała Maryja. Dwa dni później, 15 kwietnia, Maryja przekazała Elżbiecie Jedną z najważniejszych tajemnic – orędzie a potem nabożeństwo Płomienia Miłości.

„Córko, weź ten Płomień, który tobie przekazuję jako pierwszej. Jest to Płomień Miłości mojego Serca. Zapal nim swoje serce i podaj go innym!” – mówiła Maryja wybuchając przy tym wielkim płaczem…

>> Zobacz książki o Sercu Maryi <<

A co na to Jezus?

„Maryja nazwała go „swoim ukochanym synem”. Kiedy to mówiła, dzięki przedziwnemu natchnieniu uświadomiłam sobie, że wola Najświętszej Dziewicy jest w pełni zgodna z wolą Jej Boskiego Syna, Ojca Przedwiecznego i Ducha Świętego. Matka Boża obiecała pomagać mi, by ten mały Płomień rozprzestrzeniał się jak wielki pożar” – zanotowała Elżbieta. „Płomień Miłości Mojej Niepokalanej Matki jest dla was tym, czym była dla Noego Arka” – powiedział Jezus w jednym z objawień. „Bez wiary i zaufania nie zdoła zakorzenić się w was żadna cnota. One są filarami owego świętego przedsięwzięcia, do którego teraz się przygotowujemy” –podkreślał Zbawiciel.

„Ten pełen Łaski Płomień, który wam z mojego Niepokalanego Serca udzielę, ma być przekazywany z serca do serca. To będzie tym wielkim cudem, którego światło oślepi szatana. Ten Płomień jest ogniem miłości i zgody. Tak więc ogień będziemy gasić ogniem: ogień nienawiści ogniem miłości! Tę łaskę uzyskałam poprzez pięć najświętszych Ran mojego Boskiego Syna od Przedwiecznego Ojca Niebieskiego” – mówiła Matka Jezusa.

Co robić?

Walka duchowa trwa w naszym życiu każdego dnia. Nawet wtedy, gdy nie znamy, albo nie uznajemy, reguł życia duchowego. Pokonany przez Chrystusa na krzyżu szatan próbuje zdobywać ludzkie dusze i uwija się w tym zdobywaniu, aby przed powtórnym nadejściem Pana jak najwięcej ludzi przeciągnąć na swoją stronę. Jest bezwzględny, nie bierze jeńców. Zwodzi, mami, kusi, nęci i straszy. Robi wszystko, abyśmy wybrali nienawiść – nie miłość. Zemstę – nie przebaczenie. Zdradę – nie wierność. Zazdrość i zawiść – nie chęć współpracy dla większego dobra. Wojnę – nie pokój. Czy jesteśmy w tych wyborach skazani na porażkę? Czy w duchowej walce zostaliśmy przez Chrystusa zostawieni samym sobie? Kościół uczy, że Ojciec dał nam Ducha Świętego, który – gdy tylko poprosimy – pomaga nam w walce przeciw pokusom i diabelskim nękaniom, a syn, w testamencie z krzyża, dał nam Matkę, która każde z powierzonych jej dzieci chce zaprowadzić do nieba. Także w wielu prywatnych objawieniach, które od czasu Zmartwychwstania Jezusa zdarzają się we wspólnocie Kościoła, uczniowie otrzymują wskazówki i narzędzia, by codzienną, duchową walkę, toczyć zgodnie z tymi samymi regułami, z jakimi toczył ją Chrystus w czasie ziemskiego życia.

Jedną z tych pomocy jest właśnie objawienie, które otrzymała Elżbieta Kindelmann, węgierska mistyczka. „Płomień Miłości Mojej Niepokalanej Matki jest dla was tym, czym była dla Noego Arka” – mówił Jezus. A Maryja dodawała: „Ja, Matka łaski, nieustannie błagam mojego Boskiego Syna, aby wasze drobne wysiłki zjednoczył ze swoimi zasługami. Nie bójcie się Płomienia, który zapłonie niepostrzeżenie. Jego łagodny blask nie wzbudzi lęku, bo w sercach będą się dokonywać cuda…” 

Agnieszka Bugała

Agnieszka Bugała – dziennikarka i autorka m.in. książki "Ulmowie. Sprawiedliwi i błogosławieni"