Czy katolik może za bardzo kochać Maryję? Przykład świętych oraz wypowiedzi hierarchów Kościoła przeczą takiemu podejściu.

Warto zatem postawić proste pytanie: czy katolik może „za mocno” kochać Maryję? Już w pierwszym odruchu przeczytawszy tak zadane pytanie, czujemy, że coś się tutaj nie zgadza. To jakby stwierdzić, że rodzice „za bardzo” kochają swoje dzieci. Oskarżenie o „maryjny maksymalizm”, które pojawiło się w dokumencie KEP pod adresem ks. Dominika Chmielewskiego zakłada, że przywiązanie do Maryi może utrudniać praktykowanie chrześcijaństwa. Z podobnym zarzutem nierzadko spotyka się też ks. Piotr Glas.

ZOBACZ KSIĄŻKI KS. PIOTRA GLASA

A przecież to właśnie błogosławione macierzyństwo Maryi dało początek Kościołowi. To w Jej ciele na podobieństwo tabernakulum, przechowywane było Ciało Jezusa. Jako nierozłączna towarzyszka Ducha Świętego, miała udział we wszystkich dziełach łaski.

Zanurzona w Bogu

Maryjność jest często krytykowana przez tych, którzy kwestionują pośrednictwo Matki Bożej w relacji z Jezusem. Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort w Traktacie  o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny przygląda się bliżej tej kwestii. Powołując się na pisma największych katolickich mistyków, świętych, uczonych nazywa Maryję, „Królową Serc”. Za św. Bonawenturą wskazuje wręcz na konieczność oddawania czci Maryi, aby osiągnąć cel, jakim jest zbawienie. Wynika to z przekonania, iż Ona jest najprostszą drogą do Chrystusa.

PRZECZYTAJ CAŁY „TRAKTAT O PRAWDZIWYM NABOŻEŃSTWIE…”. ZNAJDZIESZ GO TUTAJ!

Szczere oddanie Matce Bożej ugruntowuje wiarę i przygotowuje człowieka na spotkanie z Bogiem. Była Ona najbliżej Boga, „cała zanurzona w Bogu” i jako taka „nie może być przeszkodą człowieka dążącego do doskonałości w drodze do zjednoczenia z Bogiem” w pięknych słowach podkreśla abp Fulton J. Sheen (Maryja, pierwsza miłość świata). To sam Bóg wzywa człowieka, aby Ją kochał i chwalił. Ustanowił Ją towarzyszką życia i śmierci Jedynego Syna.

Maryja jest nam potrzebna!

Tak, jak Bóg posłużył się Maryją, aby zbliżyć się do człowieka, tak teraz niedoskonały człowiek przez nią zbliża się do Boga. Wynika to z potrzeby istnienia pośrednika pomiędzy Absolutem i nami. Ludzie ze swą skażoną naturą, z ciałem podlegającym zepsuciu mogą nie czuć się godnymi zbliżenia do Boga.

I choć jesteśmy „ludem kapłańskim”, co oznacza, że każdy z nas może bezpośrednio zwracać się do Boga, Maryja została wybrana spośród ludzi jako ktoś absolutnie wyjątkowy. Pierwsza spośród wszystkich. To Ona w imieniu całego rodzaju ludzkiego przyjęła Chrystusa, wyrażając tym samym pragnienie przyjścia Mesjasza, który zmaże grzech pierworodny i otworzy bramy nieba. To wreszcie Maryja okazała się najskuteczniejszym wystawiennikiem w Kaanie Galilejskiej, a pod krzyżem sam Chrystus nadał Jej miano Matki całego rodzaju ludzkiego.

Abp Sheen celnie nazywa Maryję „pierwszą Miłością świata”, wszak była częścią odkupieńczego planu Boga na długo zanim przyszła na świat. To dlatego poczęta została bez grzechu pierworodnego, a następnie wzięta z ciałem do nieba. Jej też zostało nadane miano Królowej Nieba i Ziemi.

ZOBACZ KSIĄŻKĘ ABP. SHEENA „PIERWSZA MIŁOŚĆ ŚWIATA”

Trudno zatem wyobrazić sobie doskonalszego pośrednika między człowiekiem a Chrystusem. Jest Ona jedną z nas, a równocześnie została wyniesiona ponad wszystkich. Tu znów abp Sheen przypomina, że miłość to Matki Bożej jest w gruncie rzeczy miłością do Chrystusa. Nie można kochać Maryi, nie kochając Jezusa. „Maryja jest oknem, przez które nasze człowieczeństwo chwyta pierwsze mignięcia Bóstwa na ziemi. Lub być może jest Ona raczej jak szkło powiększające; wzmacnia naszą miłość do Jej Syna oraz rozjaśnia i rozpłomienia nasze modlitwy” – czytamy w książce „Pierwsza miłość świata”.

Jakie nabożeństwo?

Nabożeństwa ustanowione do Matki Najświętszej służą zatem udoskonaleniu miłości do Jezusa Chrystusa. Celem pobożności jest zawsze Jezus Chrystus, rozumiany jako jedyna Droga i Prawda. Nabożeństwo do Matki Najświętszej polega na zupełnym oddaniu się Jej we władanie. Człowiek przechodzi przez Jej ręce znajdując sposób, aby dotrzeć do Boga. W doskonałym nabożeństwie oddaje on równocześnie ciało, duszę, dobra zewnętrzne, wewnętrzne, duchowe Maryi i Panu Jezusowi. Dobrowolnie staje się ich niewolnikiem.

Nie ma wątpliwości, m.in. dzięki adhortacji apostolskiej Marialis cultus św. Pawła VI, że kult maryjny jest właściwą postawą pobożności, zgodnie z którą: „odnosi się do Pana to, co poświęca się Służebnicy; w ten sposób spływa na Syna to, co wyświadcza się Matce; (…) tak przechodzi na Króla cześć, którą składa się w hołdzie Królowej” (Św. Ildefons, O trwałym dziewictwie Najświętszej Maryi).

W czasach ostatecznych najbardziej potrzebujemy Maryi. Liczne wizje, objawienia, niepokój społeczny i kryzys wiary wskazują wyraźnie potrzebę pogłębienia kultu maryjnego. Pomaga on nawrócić grzeszników, umocnić w wierze chrześcijan. Najświętsza Maryja i jej wstawiennictwo są też najsilniejszą bronią przeciw demonom. „Nie pokonamy sił piekła, szatana i zła bez Maryi, bo to Ona piętą zmiażdży mu głowę” – podkreśla ks. Piotr Glas (Dzisiaj trzeba wybrać). Do tego potrzeba jeszcze armii gorliwych wojowników, wybranych, oddanych całym sercem Matce Bożej.

Czy zatem można zbyt mocno kochać Maryję? Czy wolno katolikowi stawiać zarzut „maryjnego maksymalizmu”? Oddajmy jeszcze raz głoś Słudze Bożemu abp. Sheenowi: „Jeśli jedynym oskarżeniem naszego Pana przeciwko nam na sądzie ostatecznym będzie, że kochaliśmy Jego Matkę – to będziemy bardzo szczęśliwi!”.