„Ojcze, kiedy zacząłeś cierpieć? – pytał Ojca Pio jeden ze współbraci.

„W łonie mojej matki” – odpowiedział.

 Pietrelcina. To tu zaczęła się duchowa walka Ojca Pio. Wąskie uliczki niewiele zmieniły się od czasów, gdy mieszkał tu najsłynniejszy kapucyn na świecie. Francesco Forgione, czyli przyszły Ojciec Pio, przyszedł na świat w majowe popołudnie, w kamiennym domku w dzielnicy Castello przy Vico Storto Valle pod numerem 27, jako czwarte z ośmiorga dzieci państwa Giuseppy i Grazio Forgione. Dziś mija 137 lat od narodzin mistrza duchowej walki.

 Urodzony w czepku

„Giuseppa, mały urodził się owinięty w biały welon. To dobry znak. Będzie wielkim i szczęśliwym człowiekiem” – ogłosiła akuszerka Grazia Formichelli, kiedy zobaczyła chłopca po porodzie. Była środa, godzina siedemnasta, 25 maja 1887 r. Tego dnia Giuseppa – jak zawsze, mimo zaawansowanej ciąży – pomagała mężowi na małej farmie Piana Romana. Gdy zorientowała się, że przyszedł czas, ruszyła pieszo do domu. Od pola do miasta szła prawie godzinę. Mąż na poród nie zdążył. Kiedy wreszcie dotarł do domu, Giuseppa trzymała już chłopca w ramionach.

 „Ojciec Pio urodził się owinięty w welon przypominający tiul, który przechowuję w kopercie” – wyznała po latach mama świętego.

 Chrzest

Rankiem 26 maja, o godzinie ósmej, w starożytnym kościółku Matki Bożej Anielskiej odbył się chrzest chłopca. Rodzice dali mu na imię Francesco. I wcale nie na cześć Biedaczyny z Asyżu. Wybrali mu na patrona Franciszka di Paola, wielkiego świętego z Kalabrii, o którym mawiano, że „to cud, kiedy nie czyni cudów”. Chrztu udzielił administrator parafii, ks. Nicolantonio Orlando a rodzicami chrzestnymi zostały dwie panie: Grazia Formichelli di Andrea – akuszerka i Pellegrina Malagini.

 Tego samego dnia pan Grazio wybrał się do asesora, Gaetana Sagliocca, który pełnił wtedy w Pietrelcinie funkcję burmistrza miasta i urzędnika stanu cywilnego i zgłosił narodziny syna. Z racji, iż wymagano poświadczenia faktu narodzin przez dwóch świadków, akt urodzenia chłopca  podpisali szewc Luciano di Giuseppe Pennisi i właściciel ziemski Antonio Orlando. Tato przyszłego świętego był analfabetą i sam nie mógł złożyć stosownego podpisu.

 Dom rodziny Forgione

 Na rodzinny dom ojca Pio składało się kilka różnych pomieszczeń rozrzuconych po średniowiecznej dzielnicy miasteczka, Rione Castello. Dziś, gdy odwiedzamy Pietrelcinę, możemy być zdziwieni widząc tabliczki i strzałki z napisem Case Pio, czyli „domy ojca Pio”. Ale państwo Forgione nie byli zamożni i nie posiadali „domów” w naszym rozumieniu.

 W tej części Pietrelciny nie dało się budować nowych budynków, ani rozbudować już istniejących. Gdy którejś rodzinie brakowało miejsca, a sytuacja finansowa pozwalała jej na powiększenie domostwa, kupowano pojedyncze izby, które akurat były na sprzedaż.

Rodzina Forgione mieszkała w dwóch małych pomieszczeniach na parterze, niepołączonych ze sobą. W jednym z pomieszczeń była kuchnia, przechodząca w dwa osobne pokoiki oddzielone od niej drzwiami. Pierwszy z nich miał okno, do drugiego światło docierało przez drzwi wychodzące na wąską uliczkę. Jeden służył jako jadalnia a w drugim spały dzieci.

 Posadzka była kamienna, przykryta trzcinową matą. Wszystkie pomieszczenia mieściły się na dwudziestu metrach kwadratowych. Dodatkowy pokój, większy i wyposażony w okno, był sypialnią małżeńską Giuseppy i Grazia. To właśnie tu przyszedł na świat Ojciec Pio.

 Franio beksa?

Odległości między izbami były małe, uliczki wąskie, wszystkie domowe odgłosy od razu słyszeli sąsiedzi. I tak, niedługo po narodzinach, małego Francesco znali już wszyscy, bo… nieustannie płakał. Z relacji rodzinnych wiadomo, że „płakał nieprzerwanie, prawie przyprawiając rodziców o desperację”. Którejś nocy tato nie mógł już wytrzymać, wyjął dziecko z kołyski, rzucił na łóżko i zrozpaczony krzyknął: „Przecież to mały diabeł mi się urodził, a nie chrześcijanin!”. Mama Giuseppa była przerażona, bo owinięte w pieluchy niemowlę stoczyło się z łóżka i spadło na podłogę. „Zabiłeś naszego syna!” – krzyczała. Okazało się, że chłopcu nie tylko nic się nie stało, ale od tej nocy przestał płakać bez powodu, zwłaszcza po zapadnięciu zmroku.

 Wiele lat później, w jednej z rozmów ze swoją duchową córką, Cleonice Morcaldi, Ojciec Pio wyznał – wracając do tych wydarzeń – że jako małe dziecko bał się ciemności. „Kiedy moja mama gasiła światło, pojawiało się wokół mnie mnóstwo potworów i wtedy płakałem. Gdy na nowo zapalała światło, ja przestawałem płakać, gdyż potwory znikały” – mówił. Kiedy mama, pani Giuseppa, wspominając to zdarzenie mówiła, że napędził jej tamtej nocy wiele strachu, Ojciec Pio powiedział: „Mamusiu, tamtej nocy to diabeł tak mnie męczył…”.

Agnieszka Bugała

ZOBACZ NAJLEPSZE KSIĄŻKI O OJCU PIO!