Ludzie nie chcą się zwrócić do Bożego miłosierdzia. A Bóg tak bardzo chce nas zbawiać, że dzisiaj dał nam specjalne koło ratunkowe, jakim jest kult Jego miłosierdzia. Gdyby nie ta ostatnia deska ratunku, jeszcze więcej ludzi trafiłoby do piekła. I to mimo że tak niewiele trzeba, by się uratować – mówi ks. Grzegorz Bliźniak w rozmowie z Tomaszem Terlikowskim.

Rozmawiamy o miłosierdziu, ale powiedzmy najpierw o tajemnicy piekła. Czym ono jest?

To wieczność bez Boga. A prawda o nim zawarta jest w Piśmie Świętym. Jeżeli ktoś neguje istnienie piekła – także osoby z najwyższej hierarchii Kościoła – tak naprawdę odrzuca podstawową prawdę naszej wiary. To jest jej fundament, bo po co się wysilać, po co żyć dobrze, jeżeli nie ma nagrody? A jeżeli jest nagroda, jeżeli Pan Bóg jest sprawiedliwy i nagradza za dobro, to nie może nie karać za zło, bo wtedy nie byłoby sprawiedliwości. Sama nauka o Bożej sprawiedliwości domaga się istnienia kary. Dlatego nawet gdybyśmy nic nie wiedzieli o piekle, ani z Pisma Świętego, ani z żadnych innych źródeł, to ta prawda wypływa z samej nauki o Bożej sprawiedliwości.

KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ KSIĄŻKĘ KS. BLIŹNIAKA „NIESKOŃCZONE BOŻE MIŁOSIERDZIE I KONIEC CZASÓW”!

Krytycy takiego ujęcia odpowiedzą, że skończone czyny nie mogą wywoływać nieskończonej kary, a do natury piekła należy, że jest ono wieczne.

Musimy patrzeć na nasze życie jako na pewne kontinuum, proces, w którym doczesność przechodzi w wieczność. Człowiek składa się z dwóch elementów – śmiertelnego, skończonego ciała, ale też nieśmiertelnej, wiecznej duszy – i jako taki jest wezwany do wieczności. Dlatego trzeba zrozumieć, że choć jego czyny, których dokonuje w czasoprzestrzeni tego świata, mają wymiar skończony, skutki tych czynów przechodzą w wieczność.

W związku z tym kara albo nagroda, której człowiek doświadcza po śmierci, ma również wymiar wieczny. Skutki naszych czynów mają wymiar wieczny. Weźmy przykład aborcji: dziecko zostało uśmiercone w tym świecie, umarło w tej czasoprzestrzeni, ale poprzez ten konkretny czyn dokonało się coś, co ma skutki na całą wieczność.

Dlaczego?

Po pierwsze, człowiek sprzeciwił się Panu Bogu, naruszając przykazanie „Nie zabijaj”. Po drugie, pozbawił życia osobę ludzką, wobec której Pan Bóg miał konkretne plany. Z życiem tego zabitego człowieka były związane takie czy inne wydarzenia w historii, przez nie miało się dokonać jakieś konkretne dobro. Dlatego nasze wybory mają charakter ponadczasowy, ponaddoczesny, kosmiczny, a co za tym idzie, nagroda lub kara także musi mieć taki wymiar.

W przypadku aborcji to dość zrozumiałe, ale wielu ludzi może zadać pytanie, dlaczego wymiar wieczny ma mieć fakt, że ktoś współżył z dziewczyną przed ślubem.

Matka Boża mówiła w Fatimie, że najwięcej ludzi idzie do piekła przez grzechy zmysłowe. Trzeba powiedzieć zupełnie otwarcie, że wbrew temu, co mówi dzisiejszy świat, to nie są kwestie drugorzędne. Czystość ludzkiego serca i ciała jest niezmiernie ważna. Jezus w Ewangelii mówi wyraźnie: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt 5, 8). Dlaczego to jest tak ważne? Dlatego że nic tak nie mąci relacji z Panem Bogiem, nic tak nie niszczy miłości do Pana Boga jak nieuporządkowana miłość tego świata, czyli miłość, która nie zakłada przestrzeni duchowej, nie troszczy się o zbawienie drugiego człowieka.

Pozamałżeńskie relacje seksualne opierają się przede wszystkim na egoizmie, na zaspokojeniu własnych potrzeb, i są w istocie wykorzystaniem drugiego człowieka. On nie jawi się jako ten, który jest dzieckiem Bożym, który ma nieśmiertelną duszę, który jest przez Boga powołany do wieczności, wobec którego Bóg ma określony plan zbawienia, ale jako przedmiot, który można wykorzystać do własnych celów. Takie działanie jest brakiem miłości, egoizmem, a także dowodem na to, że dana osoba w ogóle nie liczy się z Bogiem i rzeczywistością duchową. A Bóg jasno przypomina, że rzeczywistość duchowa jest ważniejsza niż rzeczywistość tego świata.

Element seksualny jest o tyle ważny, o ile prowadzi do prokreacji i do współpracy z Bogiem w perspektywie wieczności. W wyniku prokreacji powstają nowi ludzie, nowe dusze, nowe zastępy świętych, którzy mogą przemieniać ten świat i wobec których Pan Bóg może zrealizować dzieło zbawienia. Akt seksualny odarty z prokreacji, z możliwości powstania nowego życia, jest aktem całkowitego egoizmu. Święty Augustyn mówił, że relacja kobiety i mężczyzny bez miłości, bez otwarcia na życie, jest dla Pana Boga czymś obrzydliwym. To jest zamknięcie się nawet nie tyle na siebie, ile na Pana Boga.

KARY PIEKIELNE

Wróćmy jeszcze do piekła. Powiedziałeś, że to brak przyjaźni z Bogiem, ale Matka Boża pokazuje przerażającą wizję, w której jest także mowa o straszliwych cierpieniach.

Brak przyjaźni z Bogiem to najkrótsze określenie istoty piekła, ale to nie oznacza, że nie można o nim powiedzieć czegoś więcej, że nie da się szerzej opisać kar, z jakimi możemy tam mieć do czynienia.

Pierwszą z nich jest utrata Boga na całą wieczność, a z nią wiąże się cały szereg kolejnych, zarówno natury cielesnej, jak i duchowej. Mówi o tym w przerażającej wizji Święta Faustyna:

„Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą (Dzienniczek 741).

O ogniu piekielnym, który spala, a nie może spalić, mówią w zasadzie wszyscy mistycy. Trzeba też mieć świadomość, że choć teraz cierpienia, o jakich mowa, odnoszą się tylko do duszy, po zmartwychwstaniu ciał w piekle będą także przerażające cierpienia cielesne, bo potępieni także trafią do piekła ze swoimi ciałami.

Niezależnie jednak od szczegółów, należy powiedzieć jasno, że cierpienie w piekle będzie wielkie, ostateczne, nieodwołalne, wieczne. Kiedy człowiek sobie to uświadomi, odechciewa mu się grzeszyć. Każdemu, kto ma wielkie pokusy i chęć obrażania Pana Boga, zaleciłbym, żeby sobie poczytał o piekle.

To, co teraz mówisz, jest bardzo niepopularne. Coraz więcej kaznodziejów, teologów przekonuje, że piekło, nawet jeśli istnieje, jest puste lub niemal puste.

Znam te opowieści. Pan Bóg jest miłosierny, więc niemożliwe, żeby kogoś skazywał na piekło. Oczywiście, że Bóg nikogo na nie nie skazuje, bo piekło to jest konsekwencja ludzkich wyborów, ludzkiego życia. A że nie jest ono puste, wiemy zarówno od

samego Pana Jezusa, który wskazuje w ewangeliach, że „szeroka brama i przestronna jest ta droga, która wiedzie do zguby, a wielu jest tych, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!” (Mt 7, 13–14).

Sam Jezus mówi, że wielu ludzi idzie na potępienie! A jeśli komuś tego mało, niech sięgnie do objawień fatimskich. Matka Boża zabiera dzieci do piekła, a one wyznają, że gdyby nie było z nimi Maryi, umarłyby z przerażenia. Słyszą tam od Matki Bożej, że wielu ludzi idzie do piekła. W objawieniach w brazylijskiej miejscowości Anguera Maryja mówi jeszcze mocniej, że codziennie miliony ludzi idą na potępienie. Gdybyśmy chcieli oszacować, czy więcej ludzi idzie na potępienie, czy na zbawienie, niestety, musielibyśmy stwierdzić, że zdecydowanie więcej wybiera tę pierwszą bramę.

Dlaczego tak jest?

Bo ludzie nie chcą się zwrócić do Bożego miłosierdzia. A Bóg tak bardzo chce nas zbawiać, że dzisiaj dał nam specjalne koło ratunkowe, jakim jest kult Jego miłosierdzia. Gdyby nie ta ostatnia deska ratunku, jeszcze więcej ludzi trafiłoby do piekła. I to mimo że tak niewiele trzeba, by się uratować.

A czego trzeba?

Ufności. Ludzie muszą uznać swój grzech i zaufać Panu Bogu, że On może ich uratować. Trzeba zwrócić się z ufnością do Bożego miłosierdzia i krzyknąć:

„Jezu, ratuj!”, „Jezu, ufam Tobie!”. To naprawdę niewiele. Pan Jezus obiecuje, że kto raz odmówi Koronkę do Miłosierdzia Bożego, nie będzie potępiony, że jeśli przy jakimś konającym ta modlitwa będzie odmawiana, ten nie trafi do piekła, a ten, kto będzie mieć w domu obraz Jezusa Miłosiernego, będzie zbawiony. Jest tyle obietnic związanych z orędziem Bożego miłosierdzia, że trzeba być człowiekiem albo głupim, albo zupełnie pozbawionym dobrej woli, żeby wybrać potępienie. A jednak wielu ludzi to robi. Jaka jest zatwardziałość ich serc…

NADZIEJA NA RATUNEK!

Jak rozumieć obietnicę, że jeśli raz odmówię Koronkę do Miłosierdzia Bożego, będę zbawiony?

Na pewno nie magicznie. Ostateczna walka o duszę człowieka dokonuje się w chwili śmierci, to jest moment decydujący o wieczności. Pan Bóg jeszcze raz pyta: „Kim Ja dla ciebie jestem? Chcesz być ze Mną w wieczności?”. Myślę, że właśnie z tym momentem związane są obietnice. Zostanie mi wtedy dana łaska wyboru Boga, opowiedzenia się po właściwej stronie, a ostatecznie – łaska zbawienia. Raz w życiu odmówiona Koronka do Miłosierdzia Bożego pomoże mi w chwili śmierci z tak wielką ufnością zwrócić się do Boga, że będę zbawiony.

Takich obietnic wybawienia od piekła w momencie umierania mamy więcej. Najpierw szkaplerz, którego noszenie ma nas ocalić przed piekłem, później obietnice związane z kultem Najświętszego Serca Pana Jezusa czy dziewięcioma pierwszymi piątkami miesiąca, wreszcie wspomniana koronka.

Bóg tak kocha człowieka, że coraz bardziej obniża wymagania, jakie nam stawia, żebyśmy dostąpili zbawienia. U Świętej Małgorzaty Marii Alacoque to było dziewięć pierwszych piątków – co stanowi jednak pewien wysiłek – a do Świętej Faustyny Jezus mówi, że wystarczy tylko krzyknąć: „Jezu, ufam Tobie!”, odmówić raz w życiu koronkę i już… Jezus wręcz błaga, by człowiek zrobił cokolwiek, by pokazał, że chce być zbawiony – to Mu wystarczy.

Pan Bóg zmienia zdanie?

Nie. Tylko On wie, widzi, że ludzie dzisiaj są tak zdeprawowani, tak słabi, działanie Szatana jest tak wielkie, a czas krótki, że robi wszystko, absolutnie wszystko, żeby uratować jak największą liczbę dusz.

Przekonanie, że czas jest krótki, wraca w Dzienniczku nieustannie.

Jezus sam mówi, że to jest nabożeństwo na czas ostateczny, na koniec czasów. W takiej sytuacji Bóg musiał dać coś szczególnie mocnego.

Wiele wskazuje na to, że Bóg bardzo chciał, żeby do tych objawień doszło właśnie w Polsce. Najpierw próbował dać je, jak się zdaje, siostrze Marii Franciszce Kozłowskiej, ale ta została zwiedziona przez złego ducha. Później bardzo podobne objawienia przekazał nie tylko Świętej Faustynie, ale także dwóm innym polskim zakonnicom ze zgromadzenia służebniczek, które również młodo zmarły – tak jakby chciał niemal za wszelką cenę doprowadzić do tego, by Boże miłosierdzie wyszło na świat z Polski.

Można dodać, że w tym samym czasie co siostra Faustyna w Krakowie mieszkała inna wielka mistyczka, Rozalia Celakówna, której Pan Jezus mówił podobne rzeczy… i jeszcze jedna w Wilnie, siostra Helena Majewska ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów – to bardzo mało znany, a niezmiernie ważny i interesujący fakt. Tak samo jak Faustynie Pan Jezus mówi jej o swoim wielkim miłosierdziu. Żeby było jeszcze ciekawiej, ona także spowiadała się u księdza Michała Sopoćki. To właśnie błogosławiony ksiądz Michał wiedziony jakimś nadprzyrodzonym prowadzeniem prosił ją, aby dla świata ona sama oraz orędzia przekazane jej przez Pana Jezusa pozostały nieznane.

Ksiądz Sopoćko chciał, aby siostra Helena nie przesłaniała, jeśli tak można powiedzieć, siostry Faustyny, którą sam Pan Jezus wybrał na proroka swojego miłosierdzia. Opowiadał mi o tym duchowy syn księdza Michała, ksiądz Zygmunt Chodosowski. Niesamowite rzeczy działy się w tamtym czasie w Polsce.

Dlaczego właśnie w Polsce?

Myślę, że z jednej strony dlatego, że Polska doświadczyła wielkiego cierpienia poprzez zabory, a z drugiej – bo w międzywojennej Polsce dokonuje się bardzo wiele grzechów, wiele zła. Święta Faustyna mówi: to grzech braku wdzięczności, braku miłości i jedności, wreszcie grzech aborcji.

Wiemy, że siostra Faustyna miała ukryte stygmaty, koronę cierniową, rany rąk, nóg, boku. Bardzo cierpiała, a swoje cierpienia ofiarowywała w intencji kobiet, które chciały usunąć swoje dzieci. Przedwojenna Polska miała jedną z najbardziej liberalnych w Europie, jeżeli nie najbardziej liberalną po Rosji sowieckiej, ustawę aborcyjną. Rządy sprawowała wówczas, o czym nieczęsto się pamięta, lewica i masoneria, a Kościół był wykorzystywany do doraźnych celów politycznych. Klasy wyższe nie były dobrze zewangelizowane, szerzył się wśród nich spirytyzm.

Faustyna miała wizję zniszczenia Warszawy: to miała być kara za popełnione grzechy, zwłaszcza za grzech aborcji. Tak, Bóg wprost mówi o karze. Ale w perspektywie powojennych dziejów Polski myślę, że ta kara, która przyszła, miała wymiar przede wszystkim pedagogiczny. To było przygotowywanie Polski do tej wielkiej misji, którą Bóg jej wyznaczył.

ROZMOWA JEST FRAGMENTEM KSIĄŻKI KS. BLIŹNIAKA „NIESKOŃCZONE BOŻE MIŁOSIERDZIE I KONIEC CZASÓW”. ZOBACZ WIĘCEJ TUTAJ!